Małgorzata Szejnert wydała w tym roku reporterską książkę historyczną Usypać góry. Historie z Polesia, ale jak zapewnia historykiem nie chce być. Dlaczego? Między innymi na to pytanie odpowiedziała w rozmowie z Magdaleną Grzebałkowską 22 sierpnia w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Sopocie.
Historycy dają się wyprzedzać dziennikarzom, ale to rozbestwienie historyczne pozytywnie wpływa na naukowców zajmujących się historią. Taką tezę wysunął profesor Marcin Kula w jednym ze swoich referatów, którego najważniejsze założenia przytoczyła Małgorzata Szejnert na początku spotkania. Historycy, jak mówiła, boją się zdjąć z siebie gorset nadmiernej naukowości, nakazujący im tkwić w jednej epoce i nieustannie zgłębiać zachodzące w niej procesy. Tę barierę próbowali przełamać m.in. Norman Davis czy Marcin Zaremba swoją książką Wielka trwoga, ale to wciąż sytuacje wyjątkowe. Takich ograniczeń nie mają natomiast dziennikarze, którzy dodatkowo wyposażeni w odpowiedni warsztat, chęć rozmawiania z bohaterem i możliwość uzewnętrznienia emocji są w stanie opisywać historię w sposób bardziej atrakcyjny. Reportaż historyczny powinien być zatem, zdaniem profesora Kuli, traktowany jak źródło wiedzy o historii.
Szejnert podjęła ten gatunek w swojej ostatniej książce Usypać góry. Do pomysłu spisania opowieści z przeszłości Polesia podeszła sceptycznie i bez zapału. Książkę o tym regionie miał stworzyć Ryszard Kapuściński, nie chciała więc niejako wkraczać w jego kompetencje, mimo że stało się to już po śmierci reportera. Ta część Polski wydała jej się zresztą uboga w żyjących jeszcze, ciekawych bohaterów. W ich odnalezieniu pomógł jej Juliusz Rawicz. I tak poznała m.in. niesamowitą historię mieszkającego w poleskim majątku amerykańskiego generała Adriana de Wiarta.
Małgorzata Szejnert, jak zauważyła Magdalena Grzebałkowska, pisze o wyspach, ujmowanych w sposób mniej lub bardziej metaforyczny. Stworzyła książki o Zanzibarze i Ellis Island. Taką wyspową przestrzenią jest także Polesie oraz okolice Giszowca i Nikiszowca, którym poświęcony został Czarny Ogród, pierwsza publikacja Szejnert wydana po przejściu przez nią na emeryturę. Jej celem było opisanie dziejów rodzin zamieszkujących tereny Giszowca i Nikiszowca, tak aby ich opowieści zbudowały pełną, właściwą dla tego miejsca historię. Po zebraniu materiału długo szukała sposobu właściwego ułożenia historii, ostatecznie decydując się na porządek chronologiczny. Pozwoliło to na ukazanie niezwykłych splotów losów bohaterów. Autorka przyznała, że jej książka była długo wyczekiwana przez mieszkańców i spotkała się z ogromną wdzięcznością z ich strony. – Ludzie byli oszołomieni tym, czego się o sobie dowiedzieli - mówiła Szejnert.
Przed opublikowaniem Czarnego ogrodu pisarka przez kilkanaście lat prowadziła dział reportażu w „Gazecie Wyborczej”. Magdalena Grzebałkowska, jej ówczesna podopieczna, wspominała surowość reporterki. – Mówiliśmy na nią Chłodna albo Królowa Śniegu- zdradziła uczestnikom spotkania.
Na zakończenie nie mogło się obyć bez pytania o najbliższe plany autorki. Małgorzata Szejnert wyjawiła, że myśli nad stworzeniem książki, która będzie rodzajem sagi rodzinnej. W jej piwnicy zalega mnóstwo pamiątek, które domagają się uporządkowania i być może stworzenia z nich historii.